Już jako dziecko Józef Dąbrowski zastanawiał się, jaki wybrać zawód. Nie widział siebie na roli w rodzinnej Trzemeśni. Chciał zostać rzemieślnikiem. W końcu zdecydował się na piekarstwo. Udał się do Krakowa, gdzie poznawał tajniki tego zawodu u znakomitego mistrza piekarstwa Franciszka Janeczka.
W 1977 roku usamodzielnił się. Wraz z bratem wyremontował działającą krótko przed drugą wojną światową piekarnię Ślizów w Skawinie. Piekarnię wprawdzie przejęła Gminna Spółdzielnia, ale nie miała ona jakoś szczęścia i w końcu zaprzestała wypieku chleba. Gdy Józef Dąbrowski przejął nieczynny już zakład przy ulicy Żwirki i Wigury blisko skawińskiego Rynku lokalna władza nie dawała mu szans. Ale mieszkańcy Skawiny potrzebowali piekarni, więc Dąbrowscy przenieśli się z Krakowa do Skawiny. I nagle na Rynku skawińskim zapachniało chlebem.
W firmie podjęła pracę cała rodzina Dąbrowskich, a więc oprócz Józefa Dąbrowskiego i jego żony Krystyny szóstka dzieci. W pierwszych latach firma produkowała chleb, bułki, obwarzanki i drożdżówki.
– Uważam, że podstawą naszej działalności jest wyrób pieczywa zdrowego na tradycyjnym zakwasie bez żadnych chemicznych ulepszaczy. Zaczyn wytwarza się przez cały dzień i przez kilka godzin czeka w naczyniach będąc kilkakrotnie wymieszany. Wieczorem ciasto wędruje do foremek – mówi Józef Dąbrowski.
Obecnie dziennie pracownia wypieka pół tysiąca bochenków chleba różnego rodzaju. Produkcją zajmuje się sześciu piekarzy. Doszedł też jeden cukiernik, który zajmuje się wypiekiem drożdżówek, kruchych ciasteczek i ozdób na tzw. chlebki okazyjne: ślubne, czy komunijne.
Od pewnego czasu funkcję managera piekarni pełni córka pana Józefa Monika Dąbrowska, absolwentka Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości. Przyznaje, że jej dzieciństwo związane było zawsze z zapachem chleba i obecnie nie wyobraża sobie, że mogłaby pracować w innym miejscu, niż w ojcowskiej piekarni.