Józef Wilk po rozstaniu się z bratem otworzył pracownię przy ulicy Syrokomli, gdzie funkcjonowała do 1991 roku, aby następnie przenieść się na ulicę Kopery. Uruchomił też sklepy firmowe: plac Na Stawach, Limanowskiego 30 a i Hala Targowa.
Od pewnego czasu firmę prowadzi syn Grzegorz. Z cukiernictwem zetknął się już w wieku lat dziewięciu, gdy czyścił blachy w ojcowskiej cukierni. Początkowo sądził, że wiedza zdobyta na Uniwersytecie Ekonomicznym wystarczy do sprawnego zarządzania firmą. Potem jednak przekonał się, że zarządzanie to nie wszystko. Trzeba nie tylko umieć samemu wytwarzać wyroby cukiernicze, ale też robić je lepiej, niż konkurencja. Klienta interesuje tradycja, ale też współczesność firmy. Jej wyroby muszą być przynajmniej tak dobre, jak kiedyś. A więc trzeba dbać o stabilność produkcji i mieć ofertę, którą zaakceptuje przyszły klient, który musi dostać coś, co go pozytywie zaskoczy.
Najpierw najlepsze surowce cukiernicze: belgijska czekolada, prawdziwy miód, świeże jajka, bakalie, masło. Potem oryginalna receptura. Skąd się je bierze? Rodzą się one w poszukiwaniu smaku. Po prostu tworzy się w pracowni niemal laboratoryjnie, metodą prób i doświadczeń. Potem trzeba zdać się na smak klientów i czekać na rezultaty. Gdy po pewnym czasie ludzie zaczynają masowo kupować te wyroby już wiadomo, że się udało. Klient nie może być znudzony, dlatego ofertę zmienia się co tydzień. A więc najlepsze referencje, to kolejki po dany wyrób.
– Józef Wilk był pasjonatem cukiernictwa – stwierdza Grzegorz. – uważnie patrzył, co robimy nowego i najpierw trochę się dziwił, ale po pewnym czasie akceptował. Ale on też zdaje sobie sprawę, że następne pokolenie cukiernicze w naszej firmie zrobi to inaczej, lepiej, bardziej doskonale. Musimy bowiem pamiętać, że to co robimy to nie tylko cukiernictwo. To aż cukiernictwo! Zbliżanie się do najwyższego stopnia mistrzostwa.